Kultura zapierdolu i work life balance to temat odmieniany w internetach przez każde pokolenia, poza aktualnymi stypendystami ZUS niepracującymi aktywnie. Znalazłam w tym temacie trochę skrajności.
Widzę i słyszę laskę, która żyje w warunkach na wysokim poziomie i od teraz kończy z kulturą zapierdolu, zachęcając mnie do tego samego. Proponuje bieganie nago, a nawet razem z nią mogę sobie pobiegać z kilka tysięcy monet. Mogę też pomedytować za nieco mniej, ale mam nie pracować, bo praca jest zła. Ona teraz nie pracuje i ma się świetnie. Tego typu narracja jest zła, a nie praca jest zła. Ktoś, kto wchodzi w rozwój osobisty i duchowy, widzi swoje ego i potrafi znaleźć umiar bez krytyki i formatowania ludziom głów.
Inna laska proponuje wyjazdy do samotni, gotowanie dla jakiegoś zgromadzenia ludzi, ale po kasę to wraca do cywilizacji (internetu, a nawet do Polski). To kolejny przykład zakłamania obrazu rozwoju duchowego.
Z drugiej strony ludzie od diety i sportu proponują skupić się gotowaniu i ćwiczeniu, bo tanio, zdrowo w 5 minut. Sport jest konieczny do życia i uświadamianie ludziom zdrowego stylu życia jest wręcz wskazane, tylko pokażcie to z pespektywy przeciętniaka pracującego po 8 a może nawet więcej godzin, który nie wie jak można inaczej żyć, bo przez lata miał formatowaną głowę właśnie tą pracą.
Ludzie od biznesu sugerują, że powinnam się skupiać na swoich klientach, bo to oni mi przyniosą kasę, ale mam pamiętać o work life balance. Wszystko da mi miliony monet, a jak mam depresyjne stany to powinnam ubrać się w starą sukienkę z drugiej ręki wrzucić pomadkę od Chanel’a na wydmuchane usta i poskakać na imprezie sponsorowanej. Coś takiego, to dopiero wpędza w stany depresyjne.
Walka z kulturą zapierdolu poprzez czary mary na jednym kanale, a na drugim mędrcy świata obrzucający błotem pracodawców, szerzący propagandę amerykańskiego „wielkiego porzucania pracy” i socjalistyczne hasła w stylu: mieszkanie dla każdego, praca 4 dni w tygodniu i work life balanace, najlepiej na plaży z widokiem na morze. Dziś wiem jedno – pieniądze są wszędzie, są niezbędne do funkcjonowania, tylko najpierw trzeba poznać siebie i dopasować zarabianie do własnych talentów i potrzeb. Nie każdy i nie w każdym momencie nadaje się do własnego biznesu i nie każdy nadaje się do pracy etacie. Warto wiedzieć, do czego się nadajesz.
A kiedy czytam lub słucham o tym, że wszystkiego można się nauczyć z życia i internetu, bo generalnie szkoła jest do bani, a studia to totalna bzdura, to włącza mi się niezgoda.
To akurat jest temat, którego jestem przeciwnikiem. Uczenie się poszerza horyzonty. Nie zawsze trafimy w to co jest właściwe dla nas, ale cóż – życie to doświadczanie i warto nie być tym, komu inni narzucają własne zdanie.
Rozumiem, że im dziwniejsze teorie się głosi w internetach, tym większe zasięgi i większa kasa płynie.
Sama jestem fanką rozwoju osobistego i duchowego, mam jednak elementarne poczucie odpowiedzialności. To ludzie w internetach wpływają na świat i wmawianie temu światu, że moja teoria oparta na moim doświadczeniu jest najlepsza, na pewno nie świadczy o odpowiedzialności.
czuję, że jestem w jakiejś grze i tu zrobię stop, bo mnie wyobraźnia poniesie. Wrócę do realiów i podsumuję wg tego co mi w głowie gra.
UMIAR, to co warto sobie przypomnieć, bo nie ma jednego dobrego rozwiązania
„Życie jest proste, sami je sobie komplikujemy” – Trener Życia
Małgorzata Włodarczyk – marketer, coach ICC dla marketerów, mentor brand managerów FMCG. Odświeżam oraz tworzę marki i ich komunikację, dzielę się wiedzą z zakresu prowadzenia marek FMCG. Dostarczam treści o marketingu, tworzeniu koncepcji produktów kosmetycznych, pracy z marką oraz rozwoju osobistym dla marketerów i prowadzących biznes. Prezentuję subiektywne rekomendacje narzędzi, usług i produktów związanych z marketingiem, coachingiem i biznesem. Więcej na LinkedIn.