Dlaczego?
Jest kilka czynników, które wpływają na ryzykowny charakter kategorii kosmetyków do opalania.
1.Pogoda w Polsce latem – jaka jest każdy widzi. Czasem słońce, czasem deszcz, a temperatury bez szału.
Kosmetyki do opalania produkuje się w lutym, żeby w sezonie były na półkach. Pojawiają się tam od lat przed majowym weekendem, bo branża wierzy, że majówka to żniwa dla kategorii opalanie. A tu zaskoczenie – majówka w Polsce to loteria pogodowa. Wakacje też nie wiadomo jakie będą, czasem jest urodzaj, a czasem „opalanie” wraca ze sklepów, bo pogoda pod psem.
2. Surowce – pod obstrzałem internetu i w dodatku z krótkim terminem ważności.
Ważnym tematem w kategorii kosmetyków do opalenia są filtry. Jedne z droższych surowców kosmetycznych, na które trzeba robić plany zakupowe, wcześniej inwestować, a do tego mają krótki termin ważności. Do „pieca dołożył” internet – dziewczyny na grupach kosmetycznych pastwią się na filtrach przenikających, a przy okazji chcą kupować tanio dobre produkty naturalne. To utopia.
3. Opakowania – taki szał, że termin trzeba rezerwować kilka miesięcy wcześniej.
Opakowania na kosmetyki do opalania trzeba już zamawiać we wrześniu, żeby na styczeń trafiły do produkcji, czyli zaangażowanie w projektowanie już zaczyna się latem, czasem wiosną rok przed sezonem.
4. Przepisy – bezpieczeństwo musi kosztować, więc nie jest łatwo.
Kategoria „opalanie” obwarowana bardzo restrykcyjnymi przepisami i na jej stworzenie wydaje się znacznie więcej niż na inne kosmetyki.
5. Dystrybucja – władzę mają sieci, a Pan Kaziu z Rewala już nie rządzi w branży słonecznej.
Od kilku lat dystrybucja kosmetyków do opalania została przeniesiona do drogerii sieciowych oraz dyskontów i jeśli nie zakontraktuje się wcześniej sprzedaży, zostaje się z opakowaniami i surowcami. Teoretycznie można jeszcze powalczyć ze sprzedażą w miejscowościach nadmorskich, ale koszty dystrybucji są ogromne i brak pewności, że towar zostanie sprzedany.
6. Zachowania konsumenckie – ma dobrze chronić, opalać i być tanio.
To ciekawy zmieniający się trend. Kilkanaście lat temu konsumenci kupowali głównie niskie wartości filtrów, a najlepiej olejki bez filtra lub przyśpieszacze opalania. Spragnieni opalenizny pewnie robiliby to do dziś, gdyby nie przepisy, które narzuciły producentom określony rodzaj ochrony przeciwsłonecznej. Na filtry 30 czy 50 mało kto zwracał uwagę.
Kilkanaście lat temu ważne również było zaufanie do marki, dziś konsumenci coraz częściej są skłonni kupować marki własne drogerii lub dyskontów, bo liczy się dostępność i cena.
Dodatkowo doszła świadomość ochrony, zapewne coraz większa grupa konsumentów chciałaby kupować kosmetyki z dużymi filtrami, ale cena ich jest relatywnie wysoka. Najlepiej sprzedają się filtry średnie, które nie rujnują portfela, dają poczucie ochrony bez utraty szansy na opaleniznę. No bo jak to można wrócić z wakacji nieopalonym?
1 Comment
Doceniam twoje teksty i prawie wszystkie chłonę migiem, dziękuję za link z komentarza, on jest rankingowym dźwigiem.